Osada, Michał Śmielak
Osada, Michał Śmielak, wydawnictwo Skarpa Warszawska

Osada, Michał Śmielak [recenzja]

W samym sercu zimy, w odciętym od świata miejscu, w którym legendy skrzypią wśród zasp śniegu, a przeszłość i teraźniejszość nieustannie splatają się w opowieści, Michał Śmielak umieścił scenerię najnowszej powieści kryminalnej Osada. Paranoiczna sceneria, bożonarodzeniowa magia przeplatająca się z makabryczną legendą oraz narastający strach mieszkańców tytułowej osady powodują, że ta zręcznie poprowadzona opowieść staje się doskonałą lekturą przewrotnie wprowadzającą czytelnika w klimat świąt.

Słowo o autorze

Michał Śmielak, mieszkający w polskiej stolicy zbrodni, czyli w Sandomierzu, to autor łączący swojej twórczości pasję do zagadek kryminalnych z głębokim zainteresowaniem historią i kulturą. Jego debiut literacki, czyli „Znachor” z 2021. roku zyskał szerokie uznanie czytelników i krytyków. Od tego czasu Śmielak eksploruje różne aspekty zbrodni i kary w swoich powieściach, tworząc kompleksowe i wciągające narracje. W swojej dotychczasowej karierze wydał już pięć powieści, które wszystkie zdobyły miano bestsellerów.

Śmielak w swoich książkach skupia się na nawiązaniach do historii, wierzeń i legend, łącząc je z subtelnym humorem, który łagodzi brutalność kryminalnych opowieści. Uważa, że w pisaniu najważniejsze jest umiejętne opowiedzenie historii.

Słowo o fabule

„Osada” Michała Śmielaka to mroczna, kryminalna opowieść umiejscowiona w maleńkiej wsi u stóp Karkonoszy, zimą 1978 roku. Co szczególnie ważne, autor celowo przesuwa nieco uderzenie zimy stulecia, która przypada tu właśnie na czas świąt Bożego Narodzenia (kataklizm znany z historii jako zima stulecia faktycznie miał miejsce w okolicy sylwestra – autor pisze o tym także w Posłowiu).

Sacrum i profanum

Czas świąt, czyli sacrum zostaje zakłócone już na samym początku opowieści: oto bowiem znaleziono ciało brutalnie zamordowanej młodej dziewczyny. Ta zbrodnia budzi z kolei animozje i tajemnice w małej społeczności, jednocześnie wydobywając dawne lęki. Profanum wkracza tu na kilku poziomach: obok szokującej śmierci w opowieściach starszych mieszkańców osady zaczynają ożywać makabryczne pogańskie wierzenia, krwawe baśnie i przerażające wydarzenia z niedalekiej przeszłości. Miejscowi mieszkańcy wierzą, że za zbrodnią stoi Mara, demon mrozu i śmierci, który ma już na swoim koncie krwawe żniwo. Profanum uosabia także młody milicjant Jan Ryś (mamy lata 70-te, opozycja kościoła i milicji jest wyraźna), który spędza święta na miejscu u rodziny i niespodziewanie zostaje skonfrontowany z najprawdziwszym złem.

W tle tej opowieści kryminalnej rozgrywa się walka z bezwzględnymi siłami natury, które odcięły osadę od reszty świata i powodują narastające poczucie odcięcia, klaustrofobicznego zagrożenia i przerażenia – wszak morderca jest wśród nas.

Słowo o czasie

Centralny wątek kryminalny – poszukiwanie mordercy młodej dziewczyny – jest skomplikowany i pełen zwrotów akcji. Śmielak zręcznie prowadzi narrację, umiejętnie splatając przeszłość z teraźniejszością. Poprzez retrospekcje ukazuje losy Jana Rysia, który czterdzieści lat po wydarzeniach zostaje wezwany na przesłuchanie w sprawie tej dawnej zbrodni.

Mamy tu zatem trzy linie czasowe: czas pierwszej opowieści o Marze, okres wydarzeń oraz teraźniejszość. Retrospekcje dotyczące wydarzeń z 1978 roku przeplatają się ze współczesnym przesłuchaniem, w którym bierze udział już emerytowany milicjant Jan Ryś odpytywany przez policjantów z Archiwum X.

Słowo o narratorze

Szybko daje się zauważyć, że przesłuchanie Jana Rysia różni się coraz większą ilością szczegółów od historii przytaczanej przez drugiego naocznego uczestnika wydarzeń: Michała. Chłopak ten, będący narratorem powieści, aspiruje do bycia milicjantem, jest nieco naiwny ale także inteligentny i ciekawy świata.

Wszystkie te płaszczyzny połączone są bardzo sprawnie, historia jest przejrzysta i dobrze napisana. Ani różne linie czasowe, ani obecność dwóch narratorów, nie zaburzają odbioru książki. Już po pierwszym przeczytanym rozdziale wiemy, że będziemy chcieli poznać zakończenie tej historii.

Jak się czyta Osadę

Osada to świetna książka, idealna wręcz na zimową lekturę. Jest sprawnie napisana, ciekawa, sięga do klasyki opowieści kryminalnych: odcięte od świata miasteczko, skończona ilość podejrzanych, fizyczne zło, metafizyczny strach, narastająca atmosfera podejrzliwości, tłum żądny krwi i zemsty na równi z krwawą Marą. Te obrazy zapewniają dynamikę opowieści, utrzymują ciekawość, a całość pochłania czytelnika aż do końca opowieści.

Na docenienie zasługuje fakt domknięcia wszystkich wątków. Żadna opowieść nie jest tu jedynie ornamentem, sceneria makabrycznych wydarzeń jest nieprzypadkowa, a historia kryminalna z czasem nabiera głębszego znaczenia: staje się opowieścią o winie i karze, dziedziczeniu grzechu, piętnie tajemnicy i odkupieniu.

Słabe ogniwa

Choć Osada to ciekawa historia z bardzo interesującym pomysłem na fabułę, to kilka kwestii wydaje się wymagać doprecyzowania. Czy zakończenie powieści jest jej najsłabszym punktem? Moim zdaniem nie. Na pewno jest napisane dość sprawnie i szybko zaspokaja głód czytelnika spragnionego prawdy. Całość poprowadzona jest tak, że zakończenie jest sporym zaskoczeniem, a główny podejrzany umyka nam przez większość czasu, choć tropy są porozmieszczane w całej powieści.

Zakończenie wszystkich trzech linii czasowych jest wymyślone dość przewrotnie: choć daje odpowiedź na pytanie: „kto zabił?” to jednak otwiera na nowo kwestie współistnienia sacrum i profanum, winy i kary oraz odpowiedzialności za zbrodnie.

Porozmawiajmy o postaciach i ich języku

Moim zdaniem jedynym minusem historii jest sposób prezentowania postaci. Mamy dwóch narratorów, nie mówiąc o wspomnieniach najstarszych mieszkańców, a także kilka postaci pierwszoplanowych, kilka drugoplanowych, w końcu także postaci epizodyczne. Większość z nich jest przemyślana, niestety są to postacie mało wyraziste, nakreślone „z grubsza”. Nie zapadają w pamięć, nie mają cech charakterystycznych, nie wyróżniają się w masie ludzkiej stanowiącej mieszkańców osady.

Poza osadą zaś znajdują się współcześni policjanci z Archiwum X, ale oni są tu głuptasami, których można wodzić na manowce przy pomocy pączka. Czy jest to pogrywanie ze stereotypem milicjanta, czy raczej jednowymiarowość postaci policjantów, trudno stwierdzić.

Właściwie jedyną postacią, która zapadła mi w pamięci jest epizodycznie występujący ojciec jednego z chłopaków, alkoholik wybiegający na mróz dla otrzeźwienia.

Gdzie gwara?

Jednowymiarowość jest także wyraźna w warstwie językowej postaci. Wyraźnie widać na przykład, że opowieść Michała jest wyjątkowo poprawna (mówimy o dorosłym, młodym chłopaku), jego koledzy piją bimber rozmawiając literacką polszczyzną, dla niepoznaki dorzucając „brzydkie słowo”.

Jako osoba, która przez połowę swojego życia mieszkała w podsandomierskiej miejscowości (możemy sobie tu podać rękę z autorem powieści) nie mogę też nie zauważyć jednego: oprócz tego, że postacie mówią tym samym językiem, niemal nie występuje indywidualizacja pod tym względem, to ciężko tu także o elementy gwarowe. W mojej miejscowości do tej pory słychać w języku dawnych sąsiadów osadzenie w przeszłości regionu.

W latach 70-tych we wsi „na końcu świata” gwarowe wtrącenia czy nieco inna składnia występują już prawie wyłącznie u najstarszych dziadków. Reszta bohaterów: chłopaki, dziewczęta, wójt, milicjant, współcześni policjanci z Archiwum X władają tym samym językiem. Nawet jeśli jest to zabieg celowy, to znacząco wpływający na odbiór książki. I pewnie brak gwary nie jest największym problemem związanym z językiem bohaterów, ale pokazuje pewne spłaszczenie, homogeniczność i postaci, i ich języka.

Koloryt lokalny

Przy okazji języka i gwary warto zauważyć, że autor sięga po rekwizyty z epoki: bohaterowie zakładają karple na nogi, rozbierają się w sieni, piją bimber w stodole, ktoś słuchał Bajmu, w pokoju pali się lampa naftowa, we wsi jest poniemiecka studnia, i nawet skomplikowane historie przesiedleń znajdują odzwierciedlenie w tej historii. Pojawiają się nazwy: cukierni we Wrocławiu czy sąsiednich miejscowości. Sama Mara pełni raczej funkcję rekwizytu niż źródło realnego strachu. Autor tworząc scenografię wydarzeń posługuje się elementami z epoki, niemniej na pierwszy plan wysuwa się sama historia.

Śmielak świetnie poradził sobie z połączeniem kryminału z atmosferą małej osady odciętej od świata, w której budzi się zło. Bardzo podoba mi się splatanie tego, co święte, z makabrą i milicyjnym protokołem. Samo spiętrzenie zdarzeń także jest udane i widać, że autor panuje nad historią. Jest tu kilka ciekawych obrazów (szara sypialnia pierwszej ofiary), kilka ciekawych nawiązań (mieszkańcy wsi jadący na pasterkę autobusem jednego z nich – ten obraz budzi pewne skojarzenia ze zbrodnią Połaniecką), odwołań do klasyki kryminału, ale też do slasherów. I choć dekoracje dla całej tej opowieści są teatralne, umowne, to sam kryminał stanowi ciekawe wprowadzenie w atmosferę świąt.

Osada

  • Autor: Michał Śmielak
  • Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
  • Gatunek: thriller, kryminał
  • Premiera: 2023

Dominika Pawlikowska

Sprawdź także

po prostu to zrobić

Po prostu to zrobić, Ludwik Sobolewski, recenzja

Książka „Po prostu to zrobić” opowiada o fascynujących podróżach autora, które w różnych okresach jego …