zamglona lampa Alladyna
Książka jest spin-offem serii o zmaganiach Harry'ego Erskine'a ze starożytnym szamanem Misquamacusem | fot.: stock.adobe.com

„Dżinn” – nowe wydanie, starzy bohaterowie, jak czyta się Mastertona w 2020 roku?

„Dżinn” to kolejna powieść ukazująca losy jasnowidza Harry’ego Erskine’a, który ma talent do pakowania się w kłopoty. Na jego nieszczęście, zwykle nie są to codzienne problemy, lecz starcia z potężnymi, nadprzyrodzonymi bytami. Tak jest również w tym wypadku, co sugeruje nam już tytuł książki.

Jestem fanem horrorów, dlatego pozycje spod pióra Grahama Mastertona zwykłem czytać z ogromnym zapałem. „Dżinn” nie jest najświeższym dziełem w dorobku autora, choć napisane zostało ono w latach 70., to w moje ręce wpadło dopiero teraz za sprawą polskiego wydania z tego roku.

Jasnowidz na tropie dżinna z butelki

Książka jest spin-offem serii o zmaganiach Harry’ego Erskine’a ze starożytnym szamanem Misquamacusem. Tym razem na jego drodze nie stanie żaden manitou, ale arabski demon o morderczych skłonnościach. Muszę przyznać, że odskocznia w postaci mitów z Dalekiego Wschodu była miłym doświadczeniem i dała pole do popisu Mastertonowi.

Tym razem Harry Erskine zjawia się na pogrzebie swojego ekscentrycznego dziadka. Szybko okazuje się, że krewniak przed śmiercią zachowywał się bardzo dziwnie, nawet jak na siebie. Śledztwo prowadzone z poznaną na ceremonii Anną naprowadza protagonistę na ślad tajemniczego pojemnika, który nieboszczyk przywiózł z odległego kraju. Nietrudno zgadnąć, że jeszcze do niedawna było ono więzieniem dla potężnego dżinna.

Fabuła trzyma wysoki poziom i wciąga, pomimo bardzo mrocznej, momentami odrzucającej atmosfery (a może dzięki niej?). Historia została zgrabnie napisana, niełatwo więc oderwać się od lektury.

Masterton w formie

Przyznam, że bardzo cenię sobie styl Grahama Mastertona. Jego opisy są nieziemsko brutalne, niekiedy zakrawają wręcz o gatunek gore lub… pornografię. Zdecydowanie jest to pisarz mniej subtelny niż np. Stephen King, ale też stanowiący świetną alternatywę dla uznanego autora „Lśnienia” czy „TO”.

„Dżinna” czytałem w dużym napięciu, oczekiwaniu, co też przytrafi się bohaterom. Doskonale wiedziałem, że Erskine’owi nie może stać się krzywda, ale Masterton i tak zdołał wzbudzić we mnie lęk o losy bohatera oraz jego przyjaciół. Szczególnie że już wcześniej zdarzało mu się „ścinać głowy” osobom istotnym dla fabuły. Wiodące postacie są zresztą mocną stroną książki. Zwłaszcza Erskine, który nie jest twardym łowcą demonów, ma momenty większej i mniejszej odwagi, często też maskuje swoje braki humorem. Nic dziwnego, że Masterton poświęcił mu tyle czasu i miejsca w swej twórczości.

Podsumowanie

Brytyjczyk ma talent nie tylko do odnajdywania mitów, legend oraz istot nadprzyrodzonych, lecz również do swobodnego przedstawiania własnej ich wizji. Ta umiejętność lepiej widoczna jest w cyklu „Manitou” niż w „Dżinnie”, ale można to zrzucić na karb złożoności obu dzieł. W końcu na pokazanie potęgi Misquamacusa autor miał zarezerwowanych kilka tomów, a tu całą grozę musiał zmieścić w jednym.

„Dżinn” dał Mastertonowi okazję do zrobienia psikusa znanemu jasnowidzowi i zaprezentowania go w innych niż dotychczas realiach. Eksperyment zdecydowanie uznaję za udany i z czystym sumieniem polecam książkę tym, „co się lubią bać”.

KKA

Sprawdź także

książki post apo

Post apo: co czytać?

Książki postapokaliptyczne nie są z reguły łatwe w odbiorze – przedstawiają bowiem świat po globalnej, …