Zakończenie serialu to osobny, ponad dwugodzinny, film | fot.: Netflix

Sense8 – kilka uwag po zakończeniu serialu

Ostatni, domykający fabułę, odcinek Sense8 miał swoją premierę kilka dni temu. Pożegnanie serialu po krótkim – zaledwie dwusezonowym żywocie, przynosi mieszane uczucia. Z jednej strony świat wykreowany przez siostry Wachowskie był pięknym, sugestywnym i wzruszającym tworem, z którym rozstajemy się z żalem. Z drugiej – formuła mówienia o sensatach najwyraźniej się wyczerpała. 

Jak to się zaczęło

Sense8 to produkcja urzekająca od pierwszego odcinka. Choć, oczywiście, nie jest to serial przemawiający do każdego – o czym za chwilę. Historia 8 osób rozrzuconych po całym świecie, które zaczynają odczuwać dziwną, telepatyczną więź ze sobą, zaczyna się dość niepozornie. Mamy do bólu stereotypowych bohaterów i problemy rodem z filmu obyczajowego. Z odcinka na odcinek jednak jest coraz bardziej intrygująco – oto bowiem mamy do czynienia z nowym gatunkiem, który potrafi współodczuwać, udzielać sobie nawzajem pomocy poprzez wchodzenie w ciało osoby zagrożonej i oddanie jej swoich umiejętności, np. walki czy wyczynowej jazdy samochodem. Współodczuwanie to dzielenie bólu, radości, strachu, a także rozkoszy, co zmienia sceny seksu w wysmakowane obrazy orgii. Jest pięknie – obrazy cieszą oko, detale zostały dopracowane w najmniejszym szczególe, atmosfera niesamowitości udziela się widzowi.

Za co pokochaliśmy Sense8

Co ważne – akcja serialu dzieje się na całym świecie, zdjęcia odbywały się w  16 miastach i 13 krajach – w tym w Korei, Indiach, Nairobi, Islandii, Meksyku czy w Niemczech. I choć za całością stoją naprawdę wielkie nazwiska (siostry Wachowskie, Tom Tykwer), to pierwszoplanowe role zostały oddane aktorom albo nieznanym, albo lokalnym, występującym w produkcjach krajowych. Najbardziej utytułowanym spośród nich wydaje się Max Riemelt, gwiazda kina niemieckiego. To zabieg niezwykle odświeżający – mamy okazję zobaczyć całkiem nowe twarze, które bez problemu dźwigają fabułę i jednocześnie odpocząć od tzw. gwiazd światowego formatu. Znane twarze pojawiają się na drugim planie: Naveen Andrews, Daryl Hannah, Joe Pantoliano czy przezabawny Michael X. Sommers.

Bohaterowie – sensaci – są postaciami rozdartymi, targanymi problemami życiowymi, komplikacjami, zmagającymi się nierzadko z tabu, napiętnowaniem, wykluczeniem. Wszyscy jednak budzą sympatię. Niesamowita jest Bae Doona – koreańska modelka i aktorka, która wciela się w Sun Bak, bizneswoman i wybitną gwiazdę sztuk walki. Kibicujemy także bohaterom z Meksyku i wspomnianemu wcześniej mrocznemu Wolfgangowi, drobnemu przestępcy z Berlina. Jest też kolorowe trio, z hakerką zmagającą się z odrzuceniem rodziny po zmianie płci (co istotne, rola ta została powierzona transpłciowej aktorce). Bohaterowie funkcjonują zarówno w ramach gromady, ale i we własnych związkach, paczkach znajomych czy społecznościach. Każdy odcinek pokazuje, że paradoksalnie zderzają się z podobnymi problemami, traumami z przeszłości, ale też redefiniują swoje podejście do życia, pną się po stopniach kariery. Siostry Wachowskie ujmują pełnię świata w jego różnorodności, wskazują na tajemniczą sieć połączeń, mistyczny wymiar życia w gromadzie. Na szczęście okraszając całość humorem, dzięki czemu rozbrajają patos przekazu.

Bogactwo różnorodności przejawia się nie tylko w mnogości utalentowanych aktorów ze świata czy plenerach z odległych zakątków. W Sense8 mamy także sporą reprezentację różnych orientacji i modeli seksualnych – trójkąty, czworokąty, związki homoseksualne; a także postaw życiowych, kwestii zmiany płci, portret środowisk LGBT. Jednak szufladkowanie bohaterów i ich preferencji w odniesieniu do serialu byłoby zbytnim uproszczeniem. Bardziej pasuje tu chyba określenie panseksualizm – kierowanie energii seksualnej na dorosłych i za ich zgodą, bez jednoznacznego określania własnych inklinacji, ograniczania się, ale jednocześnie bez zachowań uznawanych powszechnie za dewiacje. Sense8 pokazuje inny wymiar seksualności, daleki od konserwatywnego pojmowania tej strefy. Z jednej strony budzi to ferment i oburzenie, z drugiej – przysparza serialowi fanów uznających odwagę twórczyń. Zapewne nie bez znaczenia są tu osobiste motywacje sióstr Wachowskich, które – przypomnijmy – urodziły się jako chłopcy, a Matrixa kręciły jeszcze oficjalnie jako bracia Wachowscy. Jednak nawet bez osobistych wycieczek w stronę Lily i Lany Wachowskich świat przez nie stworzony przekonuje widza – w końcu sensaci czują inaczej, dlaczego więc nie mieliby kochać inaczej, pełniej, bardziej? I choć zwykłym śmiertelnikom nie jest dane doświadczyć tego, co główni bohaterowie, seks łączy obydwa gatunki.

Wielkie wrażenie robią tu sceny seksu, ale i spektakularne walki toczone przez bohaterów czy wspólne przeżywanie muzyki, ekstatyczny taniec. Przy okazji twórczynie puszczają do nas oko – niektóre obrazy są jak wzięte z Matrixa, Terminatora, filmów grozy, akcji, a także produkcji z Bollywood czy południowoamerykańskich obrazów z macho w roli głównej. Ten flirt z popkulturą, cytaty z klasyków i różnych tekstów kultury także przynoszą sporo frajdy.

Pokazanie więzi łączącej sensatów poprzez obrazy tańca czy walki – jest pięknym, ale jednak ograniczeniem. Po kolejnej scenie pulsującego tańca, wysmakowanej walki czy wspólnego seksu, widz wie, że twórcy nie powiedzą już nic nowego. Dlatego po oczywistym wyczerpaniu tematu podjęto decyzję o zakończeniu całości po drugiej serii. Pod naporem fanów powstał jednak jeszcze jeden, wyjątkowy odcinek, który zamyka całość opowieści o sensatach.

Amor Vincit Omnia

Zakończenie serialu to osobny, ponad dwugodzinny, film. Domykający watki, przynoszący bajkowe przesłanie oraz będący przede wszystkim pochwałą miłości we wszystkich jej odmianach. Walka z OOB, tajemniczą organizacją pragnącą schwytania i wykorzystania sensatów, choć wyczerpująca i trudna, schodzi na drugi plan.

Widać tu wielkie pragnienie zamknięcia wszystkich wątków, powrotu do każdej postaci, dopowiedzenia i jednocześnie zwieńczenia każdej historii, wystrzelenia z każdej broni, która pojawiła się w toku akcji. Czasem bywa to irytujące, bo bohaterowie pojawiają się na zasadzie Deus ex Machina, ale przecież to odcinek fanowski, ostatnie spotkanie kumpli, powrót do scen i obrazów, za które Sense8 pokochaliśmy, i które oczarowały nas swoją magią. Jest sporo humoru, nie do końca prawdopodobnych rozwiązań, zjednoczenia sił, zmiany frontów i spektakularnego mordobicia. I wszystko to przyjmujemy raz jeszcze jako bajkową opowieść, pieśń miłości i wielką pochwałę różnorodności, tolerancji. Bez goryczy, w zgodzie ze światem (no dobra, przemiana matki Nomi była trochę irytująca) i kończącą się wielką sceną seksu, w której i bohaterowie i ludzcy i sensaci odkrywają kolejne nowe doznania. Przymykamy oko na zgrzyty, bo wiemy, tak miało być.

Dominika Pawlikowska

Zdjęcia: Netflix

Sprawdź także

gabinet osobliwości

„Gabinet osobliwości Guillermo del Toro” – nowe oblicze grozy

„Gabinet osobliwości Guillermo del Toro” to serial, który ukazał się na platformie streamingowej Netflix pod …