„Wojna nie kończy się w dniu, w którym walczące strony składają broń” – dla bohaterów książki Anny Malinowskiej wojna to wciąż otwarta rana. Podwójna trauma, której doświadczyli jako dzieci, daje o sobie znać po dziś dzień.
Anna Malinowska, Brunatna kołysanka. Historie uprowadzonych dzieci
Wydawnictwo Agora, Warszawa 2017
Reportaż Anny Malinowskiej podejmuje temat skutków działania nazistowskiej organizacji Lebensborn. Idea placówek, w których niezamężne kobiety mogły w spokoju urodzić dziecko o pożądanych, nordyckich cechach, zakiełkowała w głowie Heinricha Himmlera. W 1936 roku powstały pierwsze tego typu ośrodki. Oficjalnie miały zapobiegać pladze aborcji (samotna kobieta z dzieckiem była napiętnowana społecznie) i zasilać III Rzeszę w obywateli oddanych idei narodowego socjalizmu. Ale to tylko część prawdy. Niektóre Lebensborny, jak ten w Połczynie Zdroju, zajmowały się przede wszystkim germanizacją dzieci pochodzących z polskich (choć nie tylko) rodzin. Do domów sierot trafiały niemowlęta urodzone w obozach koncentracyjnych czy w miejscach przymusowej pracy, a także potomkowie poległych podczas wojny. Szczególną uwagę przykładano do rodzin, w których jedno bądź oboje rodzice byli pochodzenia niemieckiego. Jeśli zaś dziecko, niezależnie od narodowości, miało maksymalnie 10 lat, niebieskie oczy i blond włosy, mogło zostać po prostu porwane i siłą przetransportowane do ośrodka. Wszystko to działo się na polecenie samego Himmlera, który w 1942 roku mówił do oficerów SS:
– Wszelką dobrą krew – to jest pierwszym założeniem, o którym musicie pamiętać – gdziekolwiek ją na wschodzie napotkacie, możecie albo zdobyć, albo zabić. […] Gdziekolwiek napotkacie dobrą krew, macie ją zdobyć dla Niemiec albo postarać się o to, żeby przestała istnieć. W żadnym wypadku nie może ona znajdować się po stronie naszych wrogów. [cyt. za: Brunatna kołysanka, s.14]
Ukradzione dzieci, które pozytywnie przeszły badania rasowe i zostały uznane za dobrze rokujących przyszłych Niemców i Niemki, poddawano zniemczeniu. Przede wszystkim zmieniano im dane osobowe, wydawano nowy akt urodzenia (często z nową datą urodzin), nową tożsamość. W ośrodku zakazano, pod groźbą kar cielesnych, mówienia po polsku i jakichkolwiek kontaktów z rodziną. Po pewnym czasie tak wyprane z pierwotnej narodowości dzieci zostawały przekazane do odpowiednich rodzin niemieckich aby wzrastać na godnych obywateli. Jeśli zaś były starsze i tym samym pozbawione szans na „ostateczne zniemczenie” i rodzinę zastępczą, wcielano je do Hitlerjugend – miały trafić na front jako mięso armatnie. Warto wspomnieć, że ta nieoficjalna działalność Lebenbsornów po wojnie została uznana za zbrodnię przeciwko ludzkości.
![Anna Malinowska, Brunatna kołysanka. Historie uprowadzonych dzieci Wydawnictwo Agora, Warszawa 2017](http://www.kreatywna.pl/wp-content/uploads/kultura/ksiazki/jpg/brunatna-kolysanka-2-1024x682.jpg)
Anna Malinowska dociera do żyjących świadków wydarzeń, przytacza historie porwanych, pozbawionych tożsamości dzieci, które trafiały do nowych rodziców. Większość z nich po tym, jak zdążyła otrząsnąć się z szoku, zaaklimatyzować w nowym miejscu, przywiązać się, a nawet pokochać, opiekunów, czekała kolejna trauma. Po wojnie bowiem założono, że wszystkie powinny wrócić do prawdziwych rodzin, do Polski. Malinowska przypomina w tym kontekście zasłużonego adwokata, Romana Hrabara, który całe życie poświęcił na poszukiwania ofiar haniebnie przeprowadzonych adopcji. Wertował dokumenty, jeździł do ośrodków, opowiadał światu o zbrodniach Lebensbornów i zwracał rodzinom ukradzione dzieci. Idea słuszna, wszak w Polsce często czekali zrozpaczeni rodzice, latami poszukujący jakiegokolwiek sygnału o losach porwanego. Czasami jednak zawodziła procedura takich „zwrotów”. Kilku- i kilkunastolatkowie, którzy już zdążyli poczuć się Niemcami, mieli rodziny, przyjaciół, swój język, nagle zostają bez uprzedzenia zwróceni prawdziwym rodzinom. Jeśli ojciec i matka nie żyli – dalszym krewnym, jeśli z kolei nie było także ich – byli odsyłani do polskich sierocińców w myśl zasady, że wszystko jest lepsze od niemieckiego domu. Zdarzały się i pomyłki, co w sposób oczywisty kładło się cieniem na całym dalszym życiu młodego człowieka.
Malinowska opisuje te dramaty, uważnie wysłuchuje historii ofiar Lebensbornu, nie pozostawiając złudzeń – w wielu przypadkach happy endu nie będzie. A co by było, gdyby historia potoczyła się inaczej? – to zdanie pojawia się niemal w każdej opowieści. Niektórzy bohaterowie mówią wprost, że woleliby zostać w rodzinie adopcyjnej, mieć wybór. Inni cieszą się z tego, że prawda przyniosła im spokój, jeszcze inni starają się utrzymywać relacje z adopcyjnymi rodzinami. Nie brakuje rozczarowań i goryczy. Portretów ludzi, którzy nigdy nie nabyli pewności siebie, nie potrafili stworzyć stałego związku, zaufać. Są też tacy, którzy oswoili demony i pogodzili się z przeszłością, ale czy mieli szczęśliwe życie?Brunatna kołysanka pozostawia czytelnika z uczuciem bezsilności wobec okrucieństwa wielkiej Historii, wojny i szaleństwa ludzi u sterów władzy. Kilkadziesiąt zniszczonych życiorysów złożyło się wstrząsający reportaż, którego nie sposób odłożyć nie przeczytawszy do końca.
Dominika Pawlikowska